Prawie każdy z nas zetknął się z terminem: ANOREKSJA.

Większość z nas prawdopodobnie ma w głowie wyobrażenie osoby dotkniętej anoreksją jako kogoś o bardzo wychudzonej sylwetce, ze sterczącymi kośćmi i zapadniętymi policzkami.

I wielu z nas uważa – słusznie – że taka osoba głoduje lub ogranicza jedzenie, liczy kalorie i można powiedzieć, że ma wprost obsesję na punkcie jedzenia i ważenia się

Ale… co się dzieje z osobą dotkniętą tym zaburzeniem?

POCZĄTEK

Wszystko zaczyna się niewinnie, od zrzuconych celowo – bądź nie – kilku kilogramów. Zazwyczaj spotyka się to z uznaniem kolegów/koleżanek, kilkoma miłymi słowami od otoczenia. Ponieważ jest to przyjemne – pragniemy tego więcej. Dodatkowo motywuje nas przekonanie, że robimy to dla zdrowia, bo np. mamy nadwagę lub chcemy być fit.

Tak powstaje pierwszy mechanizm: skoncentrowanie uwagi na kształcie i wadze ciała. Drugi mechanizm – powstały na bazie pierwszego – to uruchomienie kontroli. Na tym etapie kontrolujemy wymiary ciała, kilogramy na wadze, ilość spożywanego jedzenia i jego kaloryczność. Zaczyna się ważenie w celu sprawdzenia rezultatów i eliminowanie niektórych produktów z jadłospisu, niektórzy zaczynają ćwiczyć. Właściwie do tego momentu, nie dzieje się nic złego.

Ale… Część osób po osiągnięciu docelowej wagi – wraca do rozszerzonej diety, utrzymuje ćwiczenia fizyczne i zachowuje zdrowe nawyki wypracowane podczas diety .

U części osób jednak, uwaga przykładana do wagi i kształtu ciała przeradza się w nadmierną uwagę, a dieta zamienia się w ścisłą dietę ze sztywnym schematem zachowań umożliwiających uzyskanie spadku wagi. Wtedy też, osoby takie, po uzyskaniu celu – wyznaczają sobie kolejny próg, niższy niż pierwotnie zakładana waga.

BŁĘDNE KOŁO

Dlaczego tak się dzieje?

Nieznana jest dokładna przyczyna anoreksji -jedni szukają predyspozycji w genach, inni podkreślają znaczenie funkcjonowania samej rodziny, pozostali upatrują winy w mediach i promowanym przez społeczeństwo kulcie ciała. Faktem jest, że osoby dotknięte anoreksją posiadają cechę nazywaną przez jednych perfekcjonizmem a przez innych – pedantycznością. Psycholodzy mówią o rysie osobowości anankastycznej.

Faktem jest, że osoby chorujące na anoreksję popadają w swego rodzaju zamknięte błędne koło. Spadająca waga utrwala zachowania związane ze ścisłą dietą i kontrolą wagi. Osoba taka eliminuje jeszcze więcej produktów, ogranicza jedzenie i zwiększa ilość ćwiczeń. To skutkuje jeszcze większym skupieniem uwagi na kształcie i ciężarze ciała. Kontrola wkrada się w każdą dziedzinę życia. W połączeniu z nadmierną uwagą skupioną na wadze – kontrola ilości zjedzonych kalorii – wpływa na utrzymanie zachowań odchudzających i napędza motor do podejmowania nowych działań ograniczających posiłki. Waga spada.

KONSEKWENCJE ZWIĄZANE Z NIEDOWAGĄ

Niska waga wpływa na następujące trzy obszary obejmujące funkcjonowanie człowieka:

  • Sfera fizjologiczna: przy braku wystarczającej ilości energii jakim jest pożywienie, fizjologia przechodzi w tryb oszczędzania – spada ciśnienie krwi i tętno jest zwolnione, grozi to omdleniami i utratą przytomności, zwiększa się ryzyko arytmii serca, osteoporozy, temperatura ciała obniża się i pojawia się uczucie zimna, wypadają włosy, łamią się paznokcie, a miesiączka zatrzymuje się, zanika libido.

  • Sfera psychologiczna: zmienia się myślenie – mózg pozbawiony paliwa i energii do podejmowania procesów myślowych również oszczędza gdzie się da i usztywnia myślenie do niezbędnego minimum (czyli kontrola diety i wagi), trudnością staje się utrzymanie uwagi i koncentracji i podejmowanie decyzji (to też wysiłek dla umysłu); zmieniają się emocje – pojawia się drażliwość i obniżony nastrój; zmienia się zachowanie – zanika spontaniczność w jakiejkolwiek formie, zestaw podejmowanych czynności usztywnia się i zawęża właściwie wokół kontroli wagi, przyjmowania posiłków bądź utrzymania głodówki, w aktywność takiej osoby wkradają się rytuały związane ze sposobem jedzenia. U niektórych pojawia się gromadzenie przedmiotów lub jedzenia.

  • Sfera społeczna: potrzeba powtarzania niektórych zachowań związanych ze zrzucaniem wagi i przyjmowaniem posiłków, brak spontaniczności, brak zrozumienia ze strony otoczenia w skrajnej postaci choroby kiedy nie da się jej ukryć, pogłębiają tendencję do bycia zamkniętym. To wzmacnia skoncentrowanie uwagi na sobie. A obie te rzeczy sprzyjają wycofaniu i zaniechaniu kontaktów społecznych

    LECZENIE

    Zazwyczaj, zaczyna się – niestety – w stanie skrajnego wyczerpania, podczas przymusowej hospitalizacji na oddziale całodobowym szpitala psychiatrycznego. Czteromiesięczny czy półroczny pobyt to za mało na uzyskanie trwałej zmiany i poprawy jakości życia. Dlatego szpitalne leczenie koncentruje się przede wszystkim na wyeliminowaniu zagrożenia życia związanego z niedowagą. Wśród pacjentek często można spotkać się z określeniem, że leczenie w szpitalu to „tuczenie, jak indyki”. Poniekąd pacjentki mają rację, bo priorytetem w leczeniu jest wyeliminowanie zagrożenia życia. Dopiero potem terapia.

    Jednak, po uzyskaniu wagi niezagrażającej życiu przez pacjentki/pacjentów (II faza leczenia z czterech stanowiących program leczenia), wypisują się oni na własne żądanie. Przerywają leczenie, by po wyjściu z oddziału znów dążyć do obniżenia wagi i w efekcie trafić na oddział po raz kolejny. Fakt ten ukazuje złożoność tej choroby, dużą trudność w wyrwaniu się z błędnego koła, które za każdym razem ociera się o strefę zagrożenia życia.

    Dlatego bardzo istotne jest, by pacjentka/pacjent po wyjściu ze szpitala miał/-a możliwość kontynuowania terapii ambulatoryjnie.

    Niestety, do tego potrzebna jest wola pacjentki/pacjenta, jej lub jego motywacja, która przegrywa w codziennym życiu w zetknięciu z siłą napędzającą zachowania kontroli wagi, ograniczania posiłków, liczenia kalorii i podejmowaniu ćwiczeń fizycznych.

    Silnym bodźcem motywującym do podjęcia terapii jest chęć wyrwania się ze stanu odrętwienia.

    Choroba powoli odbiera umiejętność doznawania przyjemnych emocji. Anoreksja zabiera radość, spontaniczność, zadowolenie. Odbiera kolegów, koleżanki, oddala od rodziny i rodzeństwa. Odrzuca pomoc i wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. W zamian daje obojętność, odizolowanie, samotność.

    W takim stanie trudno wykrzesać z siebie chęć do zmiany, gdy za plecami ciągle choroba szepcze: „więcej kontroli, mniej jedzenia, mniej na wadze, tylko to się liczy”.

    To cały dramat tej choroby jest jednak możliwy do przerwania. Jak to mówią potocznie, „każdy kiedyś osiąga swoje dno”, a wtedy pojawia się przestrzeń na zmianę.

    W terapii poza oddziałem szpitalnym pracuje się nie tylko nad nawykami związanymi z jedzeniem. Podstawą pracy jest przyglądanie się sobie na nowo – jakie myśli mi towarzyszą na temat świata, na temat ludzi wokół mnie. Co sama/sam o sobie myślę? I czy dobrze mi z tym? Na co mam wpływ i co mogę zmienić a na co mnie mam wpływu albo nie chcę zmieniać. Jaka/Jaki jestem, czego bym chciał/chciała? Razem z terapeutą, albo – przy jego pomocy – osoba z zaburzeniami odżywania w terapii uczy się na nowo rozpoznawać i słuchać swoich potrzeb, pragnień, marzeń. Uczy się też radzić sobie z nieprzyjemnymi emocjami w sposób bardziej konstruktywny niż poprzez głodówkę czy restrykcyjny plan dnia do zrealizowania. Powoli powraca do przeżywania także przyjemnych uczuć jak radość, zadowolenie, miłość czy ekscytacja. A to już tylko krok w dalszej części terapii do stworzenia wokół siebie sieci i więzi przyjaznych sobie ludzi, przyjaciół, znajomych. Gdzieś po drodze zostaje odzyskana spontaniczność.

    Zachęcam, by nie czynić zmian samemu – bo istnieje ryzyko ponownego wpadnięcia w błędne koło. Naprawdę warto skorzystać z pomocy profesjonalisty psychologa – psychoterapeuty. Zachęcam również, by nie czekać na „swoje dno” zaryzykować zdrowie już teraz, kiedy jeszcze mamy trochę „siły na życie”.

    psycholog, psychoterapeuta: Marianna Karczmarczyk

-->